Wyższy level
Wyższy level
Przejeżdżając kilka ulic dalej w tym samym mieście weszłam do budynku i usiadłam czekając na swoją kolej. Na sali obsługi znajdywały się trzy kobiety, a trzecia zapewne pani dyrektor właśnie przeprowadzała już rozmowę z czarną, długowłosą lalunią. Wszystko mogłam zaobserwować przez szklane drzwi. Rozmowa z lalunią dobiegła końca, kiedy się odwrociła i zwrócila do wyjścia zamarłam, owa lalunia była bowiem pierwszym koordynatorem w agencji pracy tzw. niewypałem, kiedy nasze twarze się skonfrontowały wiedziałam, że jest ze mna bez szans i jakim prawem zajmuje czas pani dyrektor? Nie, żebym miała wysokie mniemanie o sobie, ale dobrze zapamietałam lalunie.
Lalunia miała około 40 lat, była jak na swój wiek zbyt wyuzdana w wyglądzie, miała proste , farbowane włosy, hybrydy, lekki, nienachalny makijaż i ubiór jak u nastolatki. Wybierając ją początkowo do roli koordynatora a mnie jako asystentki biura, całkowicie pomyliły jej sie funkcje. Lalunia non stop rozmawiała ze swoim mężem przebywającym za granicą przez telefon(ktoś musiał płacić za te hybrydy i zachcianki wyglądowe) to było niesmaczne, ciągle tylko było słychać pa pa, buziaczki, misiu, kocham cię, dziennie było kilkanaście takich telefonów, no słodycz do wyrzygania.
Lalunia chciała zrobić ze mnie swoją służącą, musiałam parzyć jej kawę, a przde wszystkim obsługiwać dwa komputery swój i laluni, bo ta jak się okazało nie potrafiła odpisać na maila, nie znała obsługi programu rejestracji bezrobotnych, nie mówiąc już o wypakowaniu ważnych plików, kiedy informowałam ją , że musimy wypakować pliki, ona otwierała szafę i wyciągała segregatory. Biegając między dwoma komputerami, wszystkie obowiązki spadły na mnie, w efekcie przeciążenia popełniałam błędy i gafy w danych, zjadałam litery, myliłam pesele i osoby. Początki były ciężkie, ale firma zabezpieczyła sie na tego rodzaju sytuacje. Przysłano do nas doradcę zawodowego z big city była to młoda, ambitna i przede wszystkim elokwentna Adela, przybyła do nas w ramach obserwacji naszych poczynań w biurze, czyli która z nas ogólnie pracuje, siedzi na facebooku, rozmawia prywatnie przez telefon i w jaki sposób odnosimy się do siebie i innych. Adeli nie podobał sie sposób w jaki lalunia wydaje mi polecenia, stojąc nade mną i machając swym paluszkiem pouczała mnie jak powinnam wykonywać dane obowiązki. Zachowanie laluni było naganne, przez chwile zastanawiałam się czy jest prezesem, bo tak się zachowywała, ale głupotą byłoby w to uwierzyć.
W efekcie tych nieporozumień lalunie zwolniono infrormując ją o tym fakcie drogą mailową.Firma nie mogła sobie pozwolić na partactwo, mieli ugruntowaną pozycję na rynku, tylko z rekrutacją coś im nie pykło, myśleli, że jak lalunia była sołtysem, to będzie to sztos dla całego tego przedsięwzięcia.
W dzień zwolnienia laluni, w biurze panowała grobowa cisza, gdyby ta miała laser w oczach dosłownie by mnie spaliła, lalunia ostrzegła pozostałych pracowników, żeby na mnie uważać , bo świetnie potrafię grać. To był dla mnie ogromny komplement, zawsze zastanawiałam się nad aktorstwem szczególnie kabaretowym, pisaniem scenariuszy teatralnych , rzeczywiście potrafiłam się stosownie zachować w określonych sytuacjach i dostosować do zmiań niczym kameleon, pomyślałam, że lalunia nie była taka zła, dostrzegła mój talent i głośno o nim mówiła, trzeba mieć do tego jaja, żeby to przyznać bezinteresownie. Ten ważny dla mnie komunikat dodał mi pewności siebie i odwagi, ale był to jedyny komplement, który wyszedł z ust lali, obsmarowała mnie do wszystkich , w tym do nowej koordynator, że miałam naprawdę ciężką rolę do odegrania dopiero przed sobą.
Musiałam odbudować swoją pozycję, też chciałam być ugruntowana jak cała ta firma. Nowa koordynator wyglądała na sympatyczną , spokojną dziewczynę, ale po sprawdzeniu syfu w papierach i dokumentacji nie miała początkowo do mnie zaufania. Odnosiła się do mnie sycząc jadem , była bezszczelna i nieprzewidywalna, traktowała mnie jak ostatnią debilkę i śmiecia. Roma , bo tak miała na imię miała na mnie oko.
Po całym tym bajzlu z dokumentami musiałyśmy zostać dłużej i wszystko poprawić, nie tylko u mnie były błędy, ale w całych kartotekach diagnozy, co nie było naszą winą, ci z góry sami nie potrafili zdecydować jak te diagnozy opisywać.
Roma wydała oschły, uległy komunikat, że zostajemy dłużej w pracy. Biła od niej pogarda co do mojej osoby, powiedziałam jej , że muszę zadzwonić do teściowej i ją uprzedzić, że wrócę później, ale Roma wydarła się, że żadnych telefonów nie będzie, trzeba naprawić ten bałagan, którego narobiłam, prywatne sprawy po pracy mam załatwiać. Wdech, wydech pomyślałam nie! choćbym miała polecieć następna, nie dam się tak traktować, w domu była moja kochana teściowa z córką, mają prawo wiedzieć , że zostanę dłużej , bo będą się zwyczajnie martwić. Złapałam za telefon i bezczelnie przy Romie zadzwoniłam do domu. Po zakończonej rozmowie zwróciłam się do niej mówiąć:
-Nie wiem jak ty, ale ja nie mam służącej w domu, która 24 godziny na dobę zajmuje się dzieckiem, gotuje i mi sprząta,(chociaż po części tak było), moim obowiązkiem jest powiadomić domowników gdzie jestem i do której godziny, bo zwyczajnie będą sią o mnie martwić widać was mają wszyscy w dupie, albo nikogo nie macie. Koordynator zmiękła odrobinę, a ja poczułam się pewnie jak świeżo wytatuowany kryminalista, który właśnie opuszczał więzienie po odsiadce srogiego wyroku.
Roma była zdegenerowaną googlerką, wszystko i wszystkich musiała wyszukać w internecie, i dużo analizowała, szczególnie na facebooku, w tamtym czasie na moim profilu górowały prace plastyczne, rękodzieło, dzieliłam się tym z innymi , pokazując zdjęcia, podając inspirację. Roma stwierdziła, że opis, który pozostawiła o mnie lalunia nijak nie pasuje jej do tego, który reprezentuję na facebooku, że skoro trudzę się robótkami ręcznymi muszę być dokładna i precyzyjna. Moja godność była uratowana, ugruntowana, a co najśmieszniejsze z Romą kumplujemy sie do dziś po mimo, że bywa niezrównoważona psychicznie i zachowuje się frywolnie.
Lalunia opuściła budynek ubezpieczeń, a ja czekałam na zaproszenie całkowicie na luzie będąc do tego wszystkiego kompletnie nieprzygotowaną. Wtedy byłam przekonana, że praca tutaj polegała na obsłudze klienta, kserowaniu w cieplutkim biurowcu w eleganckim garniturze , tak chciałam spróbować swoich sił w tej roli. Pani dyrektor zaprosiła mnie do środka gabinetu, wyjaśniła, że praca jest na zastępstwo, bo jedna pani zaciążyła, praca polega na obsłudze klienta, kasy i sprzedaży ubezpieczeń, wspomniała coś o planach sprzedażowych, ale nie zaprzątałam sobie tym głowy, w końcu wszyscy mamy jakieś plany i marzenia. Poinformowano mnie również , że rekrutacja z ewentualnym ,zakończonym sukcesem dla mnie , zwiastuje wyjazd do Warszawy na trzy tygodniowe szkolenie.
Ogólnie rozmowa była lajtowa, ale na poziomie, chyba spodobałam sie dyrektorce na koniec naszej rozmowy żegnając się zobaczyłam, że za mną jest jeszcze kilka kandydatów do przemaglowania, zaproponowałam dyrektorce holsa, bo tyle gadać o jednym i tym samym wymagało zadbania o struny głosowe z radości aż chciało się powiedzieć "ssij maleńka" i do zobaczenia.
Pozostawało mi czekać na kontakt zwrotny. Zapominając o całej tej rozmowie , na tonącym statku pracowałam z ostatnim wytchnieniem i oddaniem przeszukując tak naprawdę oferty pracy dla siebie, tak jakbym to ja była beneficjentem, myślałam nawet , żeby założyć sobie teczkę. W tym dniu zapomniałam telefonu komórkowego , ale miałam służbowy także rodzina miała ze mną kontakt. Po tym nudnym dniu wróciłam do domu, chwyciłam komórkę a tam 20 nieodebranych połączeń z biura ubezpieczeń, serce mi załomotało, miałam nerwy, że zapomniałam telefonu, a tu ósmy marca na dzień kobiet informacja zwrotna, pomyślałam, że jak oddzwonię to już będzie po ptakach. Oddzwoniłam do dyrektorki przepraszając za brak odbioru, tlumacząc całą sprawę z telefonem. Zostałam zaproszona na drugio etap rozmowyz panią od HR, to była bardzo dobra informacja, gra toczyła sie nadal.
Powinnam była się odpowiednio ubrać na ten kolejny etap rozmowy, ale po pierwsze moja dotychczasowa kariera zawodowa nie wymagała ode mnie elegancji, a po drugie w kolorach lepiej się czułam. W ostateczności tylko ja mogłam ubrać zwykłe jeansy i żółty żakiet, nie wyjmując też kolczyka z nosa.
Obie panie czekały w gabinecie i tym razem maglowała mnie ta druga pani od HR, pani Agnieszka, musiałam się przygotować z wiedzy historii owego zakładu ubezpieczeń, czyli w którym roku powstał, kto był prezesem dawniej ,a kto był nim wówczas.
Zaczynając recytację wykłutej na blachę historii strasznie przynudzałam, ale przecież sami tego chcieli, może w gruncie rzeczy to miała być nudna praca i chcieli mnie do tego przygotować?
Pani Agnieszka poinformowała mnie , że szkolenie w Warszawie jest bardzo ciężką pracą, trzeba wrócić ze zdanymi egzaminami, a po miesiącu pracy w oddziale pojechać ponownie na egzamin końcowy i wówczas mogłam zostać prawowitym specjalistą ds. obsługi klienta tak od razu , to niesamowite.
Nie obeszło się bez scenki sprzedażowej, a jakże.
Pani Agnieszka do wyboru zaproponowała mi sprzedaż telefonu lub długopisu, wybrałam drugą opcję, bo telefony są dla mnie zbyt skomplikowane zaraz myślę o tych gratisach w postaci internetu, tabletu, laptopach i te wszystkie GB, MG, piksele, nie to nie dla mnie. intuicja podpowiedziała mi "Sprzedaj jej długopis" i tak zrobiłam. Przypomniała mi się reklama w telewizji, zawsze szykując moją Laurę do przedszkola włączałam jej bajki na TVP ABC, puszczali tam dużo reklam zabawek, gadżetow w tym długopisu, który pisał niewidzialnym tuszem, a po podświetleniu ukazywał się tajny zapis. Przed przystąpieniem do sprzedaży mojego "Długopisu widmo" zadałam klientce duzo pytań w stylu na czym jej najbardziej zależy w użytkowaniu długopisu, jak często go używa, co jest dla niej najważniejsze i takie tam pierdoły. Tutaj główną potrzebą była wydajność dlugopisu czyli , żeby się wkład nie skończył w niewłaściwym i ważnym momencie, co się często zdarza.
Przystąpiłam do prezentacji dwóch modeli, pierwszy to był najzwyklejszy długopis z wymiennymi wkładami z funkcją dwa w jednym z ołówkiem za jedyne 9,99, natomiast drugi model "długopis widmo" miał już większego bajera, któremu żadna się nie oprze, otóż ten długopis jest tajny może pani pisać listy do mężą, kochanka, zwyzywać ludzi i czerpać satysfakcję z tego, że nikt nie musi ujrzeć światła dziennego tych zapisów, bo może pani ustawić opcję "mgła" i wówczas pisze pani tekst, a on ukazuje się po podświetleniu tym przyciskiem, ten długopis jest bardzo popularny wśród studentów na egzaminach, czy też na ważnych spotkaniach wymagających przedstawienia referatów czy szkoleń możemy improwizować , że posiadamy ogromną wiedzę i mówimy wszystko z pamięci zachowując tym samym twarz , wzbudzając podziw innych, nie wspomnę już o podpisywaniu umów, proszę sobie wyobrazić , że podpisała pani niekorzystną umowę na kredyt zwykłym długopisem, zawsze warto mieć przy sobie ten model, bo w takich sytuacjach nikt nie udowodni pani, że umowa została podpisana,a przy kredytach należy zachować ostrożność , tym samym w tej sytuacji ten długopis zwyczajnie ratuje dupę.
Pani Agnieszka zapytała jak jest z wydajnością tego długopisu, odpowiedziałam, że w zestawie mamy trzy wkłady starczą maksymalnie na trzy miesiące, dodając , że w sklepie "Głuptasek" często są one dostępne w cenie promocyjnej, oraz posiada ładowarkę możemy więc używać wkładu na baterię oraz klasyczny, ale to nie wszystkie walory tego wspaniałego długopisu, posiada on również wbudowaną pamięć dzięki czemu może nam przypominać o ważnych wydarzeniach tj. urodziny, rocznice czy kończąca się polisę OC, to niebywałe, że tak normalnie wyglądający długopis posiada tak konstrukcyjne funkcje w swoim wnętrzu. Na ten długopis przysługuje roczna gwarancja, jednak serwis przewiduje jego wydłużenie za dodatkową opłatą, zatem funkcjonalność, wydajność i praktyczność tego długopisu ceni się na bardzo wysokim poziomie, długopis ten dodam wygrał w plebiscydzie" Wypisz się" w 2015 roku zdobywając uznanie i prestiżową nagrodę zapoznania się z przepisami ruchu drogowego. Stał sie rownież inspiracją do napisania tekstu piosenki " Napisz proszę chociaż ktrótki list"Koszt tego fenomenalnego długopisu wynosi 1499zł
Nic więcej nie musiałam dodawać pani Agnieszka zakupiła długopis bez zastanowienia, chociaż ten de fakto nie istniał w rzeczywistości, czego wszystkie bardzo żałowałyśmy i ogarnął nas smutek. Poinformowano mnie, że mają rozmowę z jeszcze jedna panią i po niej zdecydują, która z nas przejdzie do finału w Warszawie.
Swoją drogą pomyślałam, że telefon też mogłam sprzedać, skoro wyciągnełam tyle z długopisu.
Nie miało sensu dłużej ukrywać, że wychodziłam z agencji w celu załatwienia ważnych spraw w postaci rozmów kwalifikacyjnych, ale w końcu przyznałam się Romie , błagając o przebaczenie, a zazdrosna Celina- doradca zawodowy tylko czekała na moja porażkę, którą jak sie domyśliłam pewnie zdolałam juz ponieść podczas tej ostatniej rozmowy. Zrozumiałam, że trzeba strasznie improwizować, z kolei i tak nie zostanę gwiazdą kabaretową może mogłabym tam grać najlepiej jak potrafię i odgrywać te swoje rolę, tak jak to zrobiłam na drugim etapie, chyba tak trzeba, bo inaczej można dostać permamentnej ambiwalencji albo schizofrenię paranoidalną, w co już śmiało można zakwalifikować prezentację długopisu.
W połowie dnia zadzwoniła pani Agnieszka.Powiedziała, że są na mnie zdecydowani, tylko, żebym jej źle nie zrozumiała, mają ze mną pewien dylemat.
I pewnie oprócz badań medycyny pracy , skierują mnie na psychiatryczne, nic nie da sie ukryć, koniec, pomyślałam w duchu.
-Zastanawia mnie pani wygląd w postaci ubioru, zdaje sobie pani sprawę, że u nas obowiązuje dress code?
-Dress code? tzn. jakiś kod do dresu? nieważne , oczywiście, że zdaję sobie sprawę, że będę wyglądać pięknie w garniturze, nietety nie posiadam takich obecnie w szafie, gdyz moja kariera zawodowa tego nie wymagala do tej pory, a z mężem jesteśmy cholernymi domatorami i dziadami, siedzimy w domu, jak jest jakieś ważniejsze wyjście, zawsze znajduję coś ciekawego w szmatlandzie, ale skoro już dostałam się do tej pracy zaopatrze się w piękne czarno- granatowe cody, dress cody.
-Rozumiem, pani Elżbieto, czy wyciagnięcie kolczyka z nosa będzie stanowić dla pani problem?
Będzie to dla mnie ogromny problem, wręcz grozi mi depresja, już raz musiałam to robić pracując w szkole na stażu , wyciagając co chwile kolczyk, gubiłam go notorycznie, obciążając znacznie swój budżet na zakup nowych.Po za tym jesteśmy z moim kolczykiem bardzo zżyci, czy jak ktoś ma tatuaże prosicie , żeby je ściągać, albo zakryć fluidem?
Moja mama miała rację, mając 16 lat zapytałam Ją czy mogę sobie zrobić kolczyk w nosie?
-W dupie sobie zrób odpowiedziała.
Nie posłuchałam, jednak rodziców trzeba słuchać, nie miałabym teraz dylematu z jego wyciągnięciem.
-Oczywiście Pani Agnieszko kolczyk w nosie nie stanowi problemów już się go pozbywam.
Przemyślałam wszystko dokładnie kolczyk w nosie nie był tego wart, musiałam dołożyć się do domowego budżetu i zacisnąć zęby modląc się, żeby te nie strzeliły i się nie ukruszyły.
Świetnie, a więc wszystko potoczyło się błyskawicznie, dziewczyny cały czas zachwycały się z lekką nutą zazdrości informując mnie:
-Elka, ty wiesz , gdzie ty się dostałaś?"
Zrozumiałam dokładnie gdzie, tylko niezrozumiałe było to dla takich osób , jak taka osoba jak ja mogła pokonać tyle kandydatów i w ostateczności wygrać całą rekrutację, ale nikt nie zapytał się do jakich musiałam się posunąć poświęceń, żeby zacząć np. sprawa z kolczykiem.
Złożyłam wypowiedzenie i dnia 1 kwietnia w prima aprilis rozpoczęłam pracę w firmie ubezpieczeniowej. Przed tym wielkim wydarzeniem zaopatrzyłam się na zakupach w garnitur, koszulę i marynarkę, bo przecież ten strój będzie też obowiązywał w metropoli Warszawy, zaliczyłam też fryzjera tzn. skorzystałam z usług koloryzacji, żeby to pierwsze wam się głupio nie kojarzyło,wszystko było nowe, podniecające, ale nie aż tak, żeby zaliczać od razu fryzjera.
W pierwszy dzień pracy siedziałam grzecznie na krześle obok dyrektorki, która dokładnie objaśniła mi wszystko, wydrukowała nawet pytania i odpowiedzi na testy i egzaminy, które pojawiały się wcześniej. Bardzo dużo mi tłumaczyła , widać , że jej zależało, wytłumaczyła mi również co znaczy pojęcie planów sprzedażowych, i że właśnie taki plan już został na mnie nałożony. To było miłe z ich strony, dopiero zaczęłam pracę, a oni już ufali mi na tyle, że powierzyli mi plan sprzedaży do zrealizowania, poczułam wzruszenie i pewnego rodzaju siłę.
Z dyrektorką przeszłyśmy na "Ty" Daria wytłumaczyła mi również system premiowy, od którego zakręciło mi się w głowie, tłumaczyła te wszystkie procenty, obsługę tajemniczego klienta, prowizje za dodatki, a ja jak głupia siedziałam i cieszyłam się, że już w podstawie miałam więcej niz w agencji.
Czułam się dumna i wystraszona, ale w końcu to mnie wybrano na to stanowisko i powierzono bardzo ważne zadanie, jak się okazało najważniejsze jakim było zrealizowanie planu sprzedaży, nie mówiono o tym na rozmowie, ale wiedziałam, że będę musiała sprzedawać ubezpieczenia, nie wiedziałam jednak, że w oparciu o pewnego rodzaju plan nadany z góry, niesamowite przychodzimy na świat z określonym planem z góry, a tu jeszcze inne plany, w głowie już mi się od tego wszystkiego kręciło, brakowało szampana, żeby uczcić te wszystkie wspaniałe nowiny.
Obok Darii siedziała Kamila, pracowała w oparciu o własną działalność sprzedając ubezpieczenia majątkowe, my z kolei zajmowałyśmy się ubezpieczeniami na życie, emeryturą i inwestycjami. Kamila wyglądała na zadziorną, ale później okazało się, że równa z niej babeczka. Często żartowała z Darii, kiedy ta ostatnia przychodziła do pracy narzekając na ból mięśni , Kamila dogryzała jej hasłem, że tak to jest , jak się uprawia dupakę na stojaka.
Dupaka na stojaka, zapamiętałam to hasło, Kamila była z nas najstarsza, to mogła bardziej pozwolić sobie na frywolność w stosunku do Darii, Ja już pokazałam swoją frywolność na rozmowie ,kiedy to zaproponowałam ssanie holsa.
Po całym tym dniu pełnym wrażeń, pojechałm do babci po zapomogę do Warszawy, gdyż mnie jako dziadocholika nie byłoby stać na przeżycie tam.W poniedziałek miałam wyjeżdżać na szkolenie, musiałam mieć pieniądze na jedzenie i bilety. Babcia podarowała mi kilka stówek, było tego sześćset złotych, wszystkie koszty zawiązane z biletami zwracała firma na koniec szkolenia.
Babcia przez cały wieczór pytała :
Jak w tej pracy?
Dasz radę? ty taka tępa z rachunków byłaś, manka narobisz, to złodziejska firma i ty chcesz tam pracować?, popatrz jak mnie oszukali tyle lat wpłacam , a tylko dwa tysiące dostane jak z kopyt szczelę
-Babciu , z kopyta to kulig rwie.
Najgorszym problemem był dojazd do Warszawy z tego zadupia, jak moje, do najbliższego pkp dzieliło mnie 20 km musiałam wyjechać w niedzielę, żeby zdążyc na zajęcia w poniedziałek. Specjalnie dla mnie rezerwowano hotel ciągiem, bo nie opłacało mi się zjeżdżać na weekendy do domu.
Wszyscy bardzo sie martwili tym moim wyjazdem do Warszawy, jak ja sobie poradzę, nikogo nie znam, nie wiem jak poruszyć się komunikacją miejską, ale dostałam mapkę z numerami linii tramwajowych i autobusowych oraz wszystkie instrukcje jak z danej stacji dostać się do hotelu i punktu szkoleniowego.
U babci wypiłam herbatkę i oglądałyśmy Modę na sukces, nic sensownego nie leciało w telewizji, a babcia z przyzwyczajenia oglądała ten serial.
Swoją drogą dziwne, żeby tak pobożna kobieta oglądała taką patologię. w pewnym momencie scena filmu miała przedstwiać relację erotyczną między dwojgiem młodych ludzi, kiedy nagle grająca tam aktorka dziewicę rzekła do swojego wybranka:
-Nie wiem jak to się robi? na co babcia odpowiedziała do ekranu:
-Co nie wiesz? zaraz się wszystkiego dowiesz.
Oczywiście w tym wieku wszystko wydaje się proste, a ta w tv panikuje no nie jeden się tu głowi snując jak to się robi, a robi sie to tak na to zawsze gotowi. W gruncie rzeczy ja też panikowałam jak dojadę z punktu A do punktu B, chociaz miałam mapkę i wszystkie informację, nie przyznawałam się nikomu, że jestem tępa nie tylko z rachunków.
Podziękowałam babci za zapomogę i wróciłam do domu. zadzwoniła mama , przelała do słuchawki swój lęk o moją osobę, żeby nikt mnie nie napadł w pociągu, na peronie i w samej Warszawie, a najbardziej bała się, żebym nie wpadła w ręce jakiegoś zboczeńca.
Nie, no kto by tam na mnie miał chrapkę, przecież noszę obroczkę jestem mężatką, mam dziecko i dosłownie mogłabym sobie tym długopisem widmo napisać na czole "Jestem zajęta" i podświetlać w razie sytuacji zagrażającej mojemu bezpieczeństwu. O głupstwach się nie dyskutuje, ale mama potrafiła dodać mi otuchy, a zboczeńce to był bardzo przydatny temat na jutrzejszą podróż. W ostateczności spokowałam broń gazową, którą zakupili moi rodzice, kiedy dorabiali sobie pracą w lesie. Poczułam się jak w filmie gangsterskim, już w wyobraźni widziałam siebie w hotelowym pokoju składającą broń, a w razie napadu ze skutkiem śmiertelnym miałam ubranie do trumny, garnitur idealnie się nadawał. Tylko taka osoba jak ja mogła wpaść na pomysł zabrania ze sobą broni gazowej, tzn. z takim gazem łzawiącym, mnie bez tego chciało się płakać.
W niedzielę rano pożegnałam małżonka, zostawiłam dziecko pod opieką teściów jak przystało na wyrodną matkę i ruszyłam na oddaloną o 20 kilometrów stację PKP.
W pociągu , w trakcie podróży mojemu ślubnemu odbiło, bo zaczął pisać do mnie smsy w stylu "Jedź sobie do tej Warszawy robić karierę" zazdrościł mi , że zawitam w stolicy i być może uda mi się zwiedzić ciekawe miesjca. Żyłam z zapalonym zazdrośnikiem, z nerwów ponoć pęka żyłka, a co się dzieje w przypadku zazdrości? nie wiedziałam i nie zamierzałam nad tym rozmyślać. Podróż była męcząca i długa , trwała około sześciu godzin, bolała mnie kość ogonowa, po wysiadce na stacji centralnej, stwierdziłam, że dobrze byłoby rozmasować bolące miejsce, ale zaraz przypomniałam sobie o zboczeńcach i przeszła mi ochota na masaż. Na mapie zalecano wysiąść na przystanku wschodnim, ale ja chciałam być w centrum, w efekcie tego wyboru musiałam wziąć taksówkę do hotelu i wydalam pierwsze 100 zl z zapomogi babci . Mogłam tam dojechać tramwajem za 3,40 jakoś głupio wyszło.
Zameldowałam się w recepcji i dostałam pokój na piątym piętrze, nie wchodząc do windy, a pokonując piętra schodami starałam się dotrzeć do kolejnego celu z tą obrzydliwie ciężką walizką, mogłam chociaż ją puścić windą. Zza dziecka nie miałam problemów z jeżdżeniem widną, im starsza byłam, tym różne dziwne przypadłości mi się przytrafiały w tym lęki, może cały czas gdzieś tam w podświadomości krążyły mi te zboczeńce. W ostateczności dotarłam do celu za wszelką cenę. Musiałam cały ten dzień przenudzić się w pokoju i posilić tym, co przygotowałam sobie na drogę, nie chciałam stołować się w resteuracji hotelowej, gdyż byłam na początku swojej kariery i nie chciałam przepłacać zasiłkiem babci.
W poniedziałek zjadłam śniadanie i dopytałam panią w recepcji o linię tramwajową na ulicę, na której mieścił się budynek szkoleniowy. Zakupiłam bilety w kiosku i ruszyłam, sądząc, że już stąpam po cieńkiej lini. Na miejsce dotarłam bez problemu jak rodowida Warszawianka. Wszyscy zaczęli się dopiero schodzić z tymi swoimi pakunkami, większość naszego grona to były kobiety, tylko jeden mężczyzna się uchował. Pierwsze zajęcia z panem Jarosławem dotyczyły rozpoznawania znaków pieniężnych. Obok mnie siedziała Ania, miła dziewczyna, wszyscy przedstawiali się, będąc z wielkich miast, tylko ja byłam jakby z nikąd. Pan Jarek był facetem średniego wzrostu, w średnim wieku, miał błyszczącą , wygoloną głowę i nienatruralną opaleniznę, stwierdziłam do Ani, że tą opalenizną przypomina mi te brązowe ślimaki, co wychodzą po deszczu na chodniki i snują się jak dziadocholiki. Tak zyskał pseudonim ślimak i ślinił sie na te swoje monety, nie pozwalał nikomu ich dotykać, te monety to były jego najcenniejsze klejnoty. Po zaliczonym teście jedynym w moim przypadku za pierwszym razem, wracając z Anną do hotelu zaśpiewałyśmy "Świecisz jak miliony monet" poczułam, że nadajemy obie na podobnych falach, a o falach wiedziałam sporo, choćby moja kariera zawodowa.
Przebywałam w firmach, które miały tendencję do zatonięć, albo ja odpływałam a jeszcze w innych przypadkach musiałam toczyć bitwę morską. Bywały jeszcze przypadki, gdzie rzucano mnie na głęboką wodę, byłam ciekawa jakie przypływy mnie czekają, a może nauczę się żeglować? Wszyscy musieli się dopiero zameldować w recepcji, ja mogłam pójśc już prosto do pokoju. Rzuciłam się na na materac obawiając się, że będzie to jednak trudne szkolenie i, że prowadząca mi nie odpuści póki nie zamknę swojej mordeczki, nagle usłuszałam chrum , chrum w drzwiach, które sie otworzyły i ze swoją walizką do pokoju zagościła Anna. Co za szczęście łączyło nas wiele wspólnego w tym zazdrośni mężowie, jedno dziecko, miłość do zwierząt, minimalizm i obsesja na ślimaka.
Wymieniłyśmy swoje spostrzeżenia na tematy zawodowe, rodzinne i macierzyńskie. O dzieciach wypowiadałyśmy sie jednomyślnie, że to bachory, takie kochane, ale jednak doprowadzające często na skraj załamania nerwowego, Anka stwierdziła, że najlepiej mieć tylko jednego bachora, bo później tylko kłopot ze spadkiem i kłótnia między rodzeństwem.
Miała rację, w pełni się z tym utożsamiałam, nie wiem dlaczego dokładnie bo ja mam dwójkę rodzeństwa, a ona była jedynaczką, ale rzeczywiście to miało sens. Anka wcześniej pracowała w banku, ale spróbowała swoich sił tutaj, czego żałowała już od pierwszego dnia powtarzając, że tak jak myślała, że to by było piękne, żeby mogło być prawdziwe, w tej firmie liczy się tylko sprzedaż, sprzedaż i sprzedaż. Zastanawiało mnie czy jest jakaś firma, w której to się nie liczy? mój świętej pamięci tato zawsze powtarzał, że "Ten kto ma firmę, to ma pieniądze" zawsze mnie to intrygowało do zagłębienia się w temat skoro ojciec uważał, że tylko ludzie mający firmy mają hajs, to dlaczego nigdy własnej nie założył?
Sam fakt posiadania kasy przez posiadanie firmy był znacząco przesądny, ojciec prowadził gospodarstwo rolne, ale często korzystał z pomocy finansowej brata z Ameryki i moich dziadków , to podobnie jak mając firmę ludzie korzystają z kredytów, tylko te trzeba było później spłacać. Ja na przykład nie mam firmy a mam kasę większość ją ma nawet beneficjenci mieli, doszłam do sedna sprawy, że wszystko zależy od tego o jakich pieniądzach była mowa. Nasze szkolenie było już normalną pracą i przez ten czas już nas monitorowali za realizacje planu sprzedażowego, wtedy sie opamiętałam, że przez ten czas niczego nie sprzedam.
Bardzo dużo testów musiałam poprawiać razem a Anią, tylko mi szło dużo gorzej, bo nie lubię pisać testów wyboru, gdyż nie lubię wybierać , dla mnie każda odpowiedź była dobra, jak to powiedział Albert Einstein na zadane mu pytanie jaka jest prędkość dźwięku, odpowiadał, że nie wie, bo nie obciąża faktów, które można znaleźć w encyklopedii.
Prowadząca szkolenie Mirela była na mnie cięta, nienawidziła mnie niemalże do rozlewu krwi, szkoda, że moja broń była tylko na gaz. Szkolenie dobiegało końca myślę, że dla wszystkich najtrudniejsze były scenki sprzedażowe wiązały się z przygotowaniem nas do obsługi tajemniczego klienta, Ja na takiej scence byłam raz. Otrzymałabym ocenę końcową C czyli spełnia wymagania, gdyby nie fakt, że Mirela nie odpuszcza, wezwała mnie na ostatnią scenkę z osobą, której po prostu nie znosiłam, była melancholijna, przytłaczająca, krytykująca i panikowała na każdym kroku siejąc propagandy wprowadzając większą część z nas w stan niepokoju. Ja miałam odgrywać rolę doradcy, ostatnim razem dobrze mi poszło, a Ula miała być klientem. Odmówiłam wzięcia udziału w tej farsie, wszystkie zaliczenia już miałam i nie chciałam iść z takim mułem na scenę. Mirela nie przyjęła tego do wiadomości, ale poszła przygotowywać certyfikaty. Między czasie mieliśmy ostatnie luźne zajęcia z Frankiem rozmawialiśmy na różne tematy. Zapytał mnie co mi sie najbardziej we mnie podoba?
Odpowiedziałam, że moje czarne poczucie humoru, zapytał czy mogę podać mu przykład?
więc podałam, otóż przed wyjazdem otrzymałam plan szkoleniowy zajęć, moją uwagę przykuły zajęcia zwane joty plus dodatki, byłam przekonana, że czyta się to Dżojty plus dodatki, pamiętam jak krzyknęłam do męża, że ten produkt się będzie napewno świetnie sprzedawał.
Wykrakałam sobie te "dżojty" bo jak sie okazało ubzdurana przez moją osobę nazwa zaowocowała u mnie sprzedażą tego produktu w sztos, potrafiłam zagwarantować ludziom radość z powodu tego ubezpieczenia. Facet boki zrywał, ale na Mirelę to nie działało absolutnie, wręcz jak płachta na byka. Mirela wręczyła nam certyfikaty, tylko Ja z Ulą dostałyśmy ocenę B , co oznaczało częściowo spełnia wymagania, jeszcze się głupio i triumfalnie popatrzyła w moja stronę pytając czy chciałabym o coś zapytać, a jakże chciałam i zapytałam:
-Skąd wiedziałaś jaki rozmiar stanika noszę? Trafnie ! widać jaką profesją trudziłaś się wcześniej dodając, że w roli trenera jest płaska.Obie zniknęłyśmy sobie z oczu. Wszyscy pożegnaliśmy się na peronie, obiecując kontakt i spotkanie za miesiąc na egzaminie. Anna była załamana, po mimo dobrej oceny jak mantrę powtarzała sprzedaż, sprzedaż, sprzedaż.
Cały ten wynik nie miał żadnego znaczenia, chociaż gdyby to brzmiało pracownik w znacznej części spełnia wymagania byłoby jakoś raźniej.
Wracając do pracy w oddziale zostałam oddelegowana na szkolenie do biura w sąsiednim mieście, musiałam nabyć praktyki i nauczyć się wszystkich programów. Przez dwa tygodnie uczyłam się, w duchu jednak osiągając załamanie nerwowe do zenitu, poważnie zastanawiałam się czy jednak sobie nie darować tej pracy, albo podarwować ją innej osobie.
Ciężko odpoczywało się w weekendy przed telewizorem , człowiek chciał obejrzeć coś ciekawego, coś co zapada w pamięć. Przełączając kolejno kanały, pierwszy nadawał film "Podwójne ubezpieczenie " przycisk dalej o proszę "Likwidator" ostatnia próba kanału trzeciego rozpoczynała seans " "Specjalista" Dalej nie próbowałam już szukać godnego dla mnie serialu.
Dodaj komentarz